niedziela, 11 marca 2012

Prolog

Otworzyłem drzwi, w mieszkaniu panował mrok. Wolnym krokiem zmierzałem w stronę włącznika światła. Zapaliłem je pomieszczenie rozświetliło się, a wszystkie wspomnienia wróciły w ułamku sekundy. Wszedłem do salonu, rozglądając się. Moją uwagę przykuła książka. Tak, to ta sama, którą Layla czytała chyba ze cztery razy, wzruszając się, gdy opowiadanie dobiegało końca. Zawsze ją czytała czekając na lepsze zakończenie. Spoglądałem na nią wtedy gdy czytała i uśmiechałem się lekko, na co odwzajemniała uśmiech i kazała sobie nie przeszkadzać.
Tak jej uśmiech był bezcenny,uśmiechnąłem się lekko na te wspomnienie.
Ruszyłem w stronę kuchni w celu napicia się wody. Wyciągnąłem rękę i niefortunnie trafiłem łokciem kubek, który leżał na blacie stołu. To była jej nie dopita kawa...
Wszystko mi ją przypominało- książka, kubek...Wszystko. A najbardziej mnie bolało to, że nie wróci, że odeszła...
Nadal stałem w kuchni a do moich oczy dopierały się łzy,jednak nie chciały swobodnie sobie popłynąć. Przymknąłem powieki,ciężko było mi oddychać,sam nie wiem dla czego ale oddychałem szybko i nierówno...
Miałem tego wszystkiego dość. Miałem dość życia bez niej. Pobiegłem na górę. Chciałem po prostu zaszyć się gdzieś, uciec od tego wszystkiego.Otworzyłem drewniane drzwi od sypialni. W pokoju było wielkie dwuosobowe łóżko. Podszedłem do niego i opadłem na nie. Jak na dokładkę na jedwabnej pościeli leżała jej bluzka. Delikatnie wziąłem skrawek materiału w dłonie. Pachniał on jej lekkimi perfumami. Oklapłem na poduszkę przytulając do siebie jej czarną bluzkę. Zaciągnąłem się jej zapachem, wspominając jak leżała koło mnie na tym łóżku. Zawsze gdy się budziłem, witała mnie swoim pogodnym uśmiechem. Poganiała mnie, żebym wstawał, bo jest już późno.Właśnie tego mi brakowało. Jej uśmiechu, jej głosu, który brzmiał, jak gdyby był głosem anioła, nie człowieka. Nie był piskliwy ani głośny; był niski i taki pociągający... Brakowało mi też jej błękitnych oczu, które wpadały w odcień zielonego koloru. W tych oczach zawsze się gubiłem. Brakowało mi nawet jej zapachu,pachniała wanilią połączoną z jakimś nieznanym mi zapachem. Nie oszukujmy się, ona nie wróci, a to wszystko moja wina, moja.To ja nawaliłem...
Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane? dla czego tak się stało?czy wróci do mnie?-na żadne z tych pytań nie znałem odpowiedzi.
Nienawidzę życia! dla czego musiałem akurat na nią trafić?! no do jasnej cholery,czemu powiedzcie mi!!
Nie wytrzymałem i zacząłem głośno szlochać, przyciskając bluzkę do swojej piersi. Nie żałowałem łez, po prostu spływały sobie swobodnie po moich zimnych policzkach. Było mi zimno, cała moja szczęka drżała od chłodu i płaczu.
-"Nie mam po co żyć, nie ma jej, nie ma mnie."- pomyślałem nadal płacząc. Z trudem przełykałem ślinę, a o oddychaniu  to już nie wspomnę. Przymknąłem powieki. Przed oczami ukazał mi się zarys jej twarzy, błękitnych oczu, malinowych ust i jej bladej twarzy.Była najpiękniejszą dziewczyną którą znałem.
-Kocham cię Layla i zawsze tak będzie, choćby się palio i waliło.- Wyszeptałem w jej bluzkę. Moje rozmyślanie o niej ktoś przerwał. Właśnie, kto to? Odwróciłem się, a w progu stała jakaś postać, która wyszeptała jedno, krótkie słowo:
-"Louis"....